Konkurs na Młodzieżowe Słowo Roku wzbudza wiele emocji i skrajnych opinii. Z jednej strony to popularna inicjatywa, która pokazuje, jak młodzież kształtuje współczesny język, wprowadzając nowe wyrażenia i zwroty do codziennej komunikacji. To także forma zabawy oraz zapis zmian w kulturze i języku, które dokonują się niemal na naszych oczach. Z drugiej jednak strony pojawiają się głosy krytyczne, zarówno wśród dorosłych, jak i samej młodzieży.
Jak postrzega ten konkurs młodzież? Czasami wydaje się, że dla wielu młodych ludzi taka inicjatywa może być odbierana jako żenada lub przejaw „boomerskiej” próby zrozumienia ich świata. Wybór słów często wydaje się oderwany od rzeczywistości codziennego życia młodych, a sama forma konkursu może przypominać coś, co dorosłym wydaje się „trendy”, podczas gdy dla młodzieży wypada cringe’owo. W takich przypadkach konkurs może być postrzegany jako ingerencja w ich niezależność i autentyczność.
Z drugiej strony są też tacy, którzy traktują ten konkurs na luzie – jako śmieszną zabawę lub okazję do pochwalenia się znajomością młodzieżowego slangu. Wszystko zależy od dystansu danej grupy i tego, jak bardzo inicjatywa wydaje się autentyczna.
Osobiście mam mieszane uczucia wobec tego konkursu. Uważam, że pewne sfery powinny pozostać własnością danej grupy, a język slangu jest czymś, co naturalnie należy do młodzieży. Konkurs na Młodzieżowe Słowo Roku często wydaje się próbą standaryzowania czegoś, co z założenia jest dynamiczne, spontaniczne i nie poddaje się jednoznacznym regułom. To może być odbierane jako rodzaj kulturowo-pokoleniowego przywłaszczenia, które odbiera autentyczność młodzieżowemu językowi.
Ostatecznie jednak wiele zależy od tego, jak ten konkurs jest prowadzony i odbierany. Im mniej przypomina „narzucanie” młodzieży ich własnego języka i im więcej w nim przestrzeni na autentyczność, tym większa szansa, że inicjatywa zostanie pozytywnie odebrana. Konkurs może być hot, jeśli promuje kreatywność i luz, ale łatwo przekroczyć granicę, za którą staje się tylko kolejnym przykładem pokoleniowego dysonansu.
Ania Sobczak (lat 24) – współwłaścicielka poprostu studio, twórczyni video, projektantka graficzna
“Sama widzę, jak szybko po skończeniu dwudziestki (co teoretycznie oznacza moje pożegnanie się z przynależnością do „młodzieży”), przestałam odnajdywać się w młodzieżowym slangu. Mając 24 lata, w obliczu sigmy, skibidi i giga chadów czuję się absolutną boomerką.
Jednak „za moich młodzieżowych czasów” sam konkurs nie wydawał się być cringem. Wydaje mi się, że wielu moich rówieśników wręcz z niecierpliwością czekało na ogłoszenie wyników. Paradoksalnie, wygrane słowa często były nam zupełnie obce, ale niby dla żartu, niby prześmiewczo, nagle zaczynaliśmy ich używać, pozwalając im stopniowo przenikać do naszej codziennej komunikacji.
Najgorsze jednak, co roku, okazywały się boomerskie RTM-owe kampanie promocyjne marek w social mediach i ich nieudolne próby wciśnięcia jak największej liczby zwycięskich słów w każdą możliwą reklamę. To było istne piekło, które najlepiej podsumowuje ten legendarny mem:

Zuza z Gdańskiej Moreny (lat 14)
“Ogólnie, takie konkursy w formie zabawy są fajne, bo każdy młody człowiek może zagłosować na słowo, które używa najczęściej. Jednak kiedy dorośli zaczynają do nas tak mówić, powoli staje się to nudne. Dlatego co roku, my młodzi dodajemy nowe słowa, często zrozumiałe tylko dla nas. Dzięki temu co roku może odbywać się ten konkurs, dzięki któremu dorośli mogą dowiedzieć się co do nich właściwie mówimy”
Jakub z Wrzeszcza (lat 16)
„Konkurs na Młodzieżowe Słowo Roku to nawet ciekawa inicjatywa, bo pokazuje, jak młodzi ludzie wpływają na język i kulturę. Czasami wybory mogą wydawać się trochę przypadkowe albo oderwane od tego, co faktycznie używamy na co dzień. Z drugiej strony, fajnie, że ktoś zwraca uwagę na nasz slang i go docenia. Myślę, że dla niektórych może to być dobra zabawa, ale bez większego znaczenia.”
Michalina W. (lat 20) – Gdańszczanka w Lublinie
„Ten konkurs to dla mnie jakaś pomyłka. Słowa, które trafiają na listę, przestają być młodzieżowe w momencie, gdy zaczyna się o nich gadać wszędzie. Żaden z moich znajomych nigdy nie głosował w tym konkursie, a te reklamy i memy z wygranymi słowami są tak cringowe, że śmieszą chyba tylko boomerów. Cała ta akcja bardziej psuje klimat naszego slangu, niż go promuje.”
Marcin Mickun (lat 33 ) – koordynator projektu, doradca kluczowy Ośrodka Wsparcia Ekonomii Społecznej Obszar Gdańsk i Radny Miasta Gdańska,
Konkurs na młodzieżowe słowo roku to szansa, którą warto wykorzystać. Pytanie, czy potrafimy to zrobić właściwie. Jest to okazja do integracji, szczególnie dorosłych z młodzieżą. Pokazuje to nasze zainteresowanie tym, czym żyją młodsze pokolenia. Konkurs może także zmotywować młodzież do poszukiwania nowych inspiracji, poza zamkniętymi kręgami codziennego życia. Może część młodych ludzi zwróci uwagę na organizatora – Wydawnictwo Naukowe PWN – odwiedzi stronę internetową i dowie się czegoś więcej. To już dobry krok.
Podsumowując, konkurs odpowiada na rosnące zjawisko słowotwórstwa wśród młodzieży i może pomóc w zrozumieniu tego języka przez dorosłych, którzy często nie rozumieją, o czym mówi młodsze pokolenie. Niemniej jednak, jak to bywa, diabeł tkwi w szczegółach. Dla niektórych będzie to tylko zabawny przerywnik, inni mogą naprawdę zainteresować się nowymi słowami i ich znaczeniem. Czas pokaże, jak konkurs wpłynie na dalsze relacje między pokoleniami.