Podchodzimy powoli, a ja mówię do niej uspokajająco. Bardziej z przyzwyczajenia, niż z potrzeby – ufam jej i wiem przecież, że kocha dzieci. Tymczasem ona nie tylko macha ogonkiem, ale całą swoją kształtną psią pupą. Obniża łebek, delikatnie obwąchuje dziecięce rączki i ku uciesze maluszka – liże go po policzku. Mamy to! Kolejny malec zakochany w zwierzęciu.
Ilu mamy wśród nas szczęściarzy, którzy wychowali się w domach pełnych empatii i szacunku do zwierząt? Kogo z nas uświadomiono już na wczesnym etapie życia, jakie zachowania i traktowania są krzywdzące i że należy ich bezwzględnie unikać? Ilu mamy przyjaciół, którzy wyznają te same zasady i później przekazują je swoim dzieciom? I wreszcie: jak to wygląda poza naszą bańką?
Niespodzianka: nie jest dobrze
Aż 35% zgłoszeń, które otrzymujemy, dotyczy znęcania się nad zwierzętami. Pies całe życie na za krótkim łańcuchu, rozpadająca się buda jako jedyne schronienie, zlewki z obiadu jako posiłek i jeszcze klasyk: zwierzęcia nigdy nie widział weterynarz. Tłumaczenie? Panie, tu zawsze tak było!
W rozmowach ze służbami, urzędnikami i przedstawicielami innych organizacji zawsze przewija nam się jeden temat: brak odpowiedniej edukacji społeczeństwa. Skąd gospodarz ma wiedzieć o realnych potrzebach zwierzęcia, skoro jego ojciec, dziad i pradziad zawsze tak robili? I choć jego już trudno będzie od starych nawyków odwieść, to jego wnuk? We wnuku pokładamy nadzieję. Wszak, jeżeli ktoś ma realny wpływ na dziadka, to poza babcią, drugi w hierarchii jest właśnie wnuk.
Młodzież przyszłością naszych zwierząt
Jedna z poznańskich bawialni dla dzieci cyklicznie organizuje spotkania maluchów z psem. I bardzo mnie to wzrusza, bo czym skorupka za młodu nasiąknie… Organizacje prozwierzęce, w tym nasza, cyklicznie wchodzą do szkół z lekcjami empatii do zwierząt. My dodatkowo uczymy dzieciaki, jak rozpoznawać zwierzęta w potrzebie i jakie zachowania wobec nich nie są właściwe.
Czy nasz Jaś z 3C, natchniony spotkaniem, pójdzie potem do domu i opowie o tym rodzicom? Czy jak pojedzie do dziadków, to zwróci im uwagę, że Burek też ma swoje potrzeby, uczucia i że warto poprawić jego los? Wierzymy, że tak. Wierzą też w to w Rumunii, gdzie ostatnio wprowadzono przedmiot „edukacja o zwierzętach”. I oby w naszym kraju to wreszcie też stało się rozwiązaniem systemowym, a nie oddolną inicjatywą kilku przysłowiowych Janów, którzy nie zapomnieli.