Pozarządowa nie lekkość bytu. Kulturę robi się po godzinach.
czyli o tym, jak NGO-sy walczą o przestrzeń dla kultury na marginesie systemu
W Polsce jest 15 000 NGO działających w obszarze kultury, to 15 % sektora. Statystycznie – całkiem sporo. W praktyce – często na łasce systemu, który oczekuje, że zrobią coś „fajnego”, „dla ludzi”, „innowacyjnego”, ale niekoniecznie ma zamiar ich za to premiować.
Ponad 90% centrów kultury, domów kultury i świetlic to placówki samorządowe. Budżety miejskie są napięte. Instytucje przeliczają etaty i odwołują zajęcia. I wtedy NGO pełnią rolę uzupełniającą, działając tam, gdzie brakuje instytucji publicznych. Często także na peryferiach, w małych miejscowościach, wśród młodzieży, której nie interesuje „teatr dla młodzieży” z repertuaru miejskiego ośrodka kultury. Robią rzeczy świeże, nieoczywiste, odpowiadające na realne lokalne potrzeby zainteresowanych.
Gdyby zebrać wszystkie festiwale, warsztaty, działania międzypokoleniowe, spektakle, wystawy i oddolne wydarzenia, jakie dzieją się dzięki fundacjom, stowarzyszeniom, kolektywom – można by spokojnie zasilić program kilkunastu miejskich instytucji. Tyle że NGO robią to często po godzinach. Za pół budżetu. I bez pewności, czy będą w stanie działać za rok.
NGO-sy, zamiast być partnerem systemu, są często konkurencją o te same pieniądze z puli „dla kultury”. A jeśli uda się wygrać grant – to raczej jednorazowy, projektowy, niż stabilny. Jak ktoś chce robić kulturę bez “domu”, przez 12 miesięcy i z dotacją na 3 miesiące, to witamy w rzeczywistości.
Fundacje organizujące festiwale, robiące warsztaty z animacji poklatkowej w wiejskich świetlicach, tworzące alternatywną edukację kulturalną – muszą jednocześnie znać się na: pisaniu wniosków, marketingu, księgowości i animacji kultury. No tak. Przecież są NGO. W piątek montują wystawę, a w sobotę robią zbiórkę na rachunki, w poniedziałek płacą ze swoich. Jak oni to robią? Przeczytaj w tekście Doroty Sentkowskiej “1,6% szyn na torowisku. Wsiadamy czy wysiadamy?”
Klątwą systemu jest postrzeganie, że skoro coś organizowane jest przez organizację pozarządową, to powinno być darmowe lub kosztować grosze. Kultura tworzona przez fundację wynika z pasji, duszy i grantu, prawda? Przecież nie robią tego dla zysku, prawda? Raczej dla idei. A za ideę się nie płaci. Najwyżej się ją lajkuje.
System wspiera instytucje, bo są przewidywalne, bo są “swoje”, można je monitorować. I to jest zrozumiałe. NGO są z natury mniej stabilne, ale właśnie ta cecha czyni je niezbędnym uzupełnieniem systemu — pozwala im eksperymentować, testować nowe rozwiązania i podejmować ryzyko tam, gdzie instytucje publiczne muszą trzymać się procedur. Może czas przerwać klątwę i niech system dostosuje się do charakteru NGO?
Powstaje jednak pytanie, czy bez systemu NGO sobie poradzą? Czy podobnie jak w innych obszarach koniec grantu oznacza śmierć organizacji? W wielu przypadkach na pewno, ale…
Rozmawiałam z Sylwestrem Gałuszką, prezesem fundacji Kolonia Artystów, o tym, jak wygląda codzienne funkcjonowanie małej, niezależnej organizacji pozarządowej, która od lat tworzy przestrzeń dla sztuki w Trójmieście. Choć miejsce może kojarzyć się głównie z klubokawiarnią, galerią czy przestrzenią wydarzeniową – za wszystkim stoi NGO.
„Często przypominamy, że jesteśmy fundacją. Ludzie myślą, że działamy jak instytucja kultury, bo mamy szeroki, intensywny program” – podkreśla Sylwester. Na stronie internetowej i w mediach społecznościowych regularnie przypominają o możliwości przekazania 1,5% podatku.
Kolonia Artystów to pracownie artystyczne na Dolnym Mieście, kawiarnia i galeria dźwiękowa we Wrzeszczu. To wystawy, koncerty, pokazy filmowe i warsztaty. Tymczasem jak podkreśla Sylwester — “Codzienność w niezależnym miejscu kultury to multitasking. To ja zajmuję się wszystkim — od tworzenia programu i kontaktu z artystami, przez przygotowanie umów, promocję, social media, aż po sprawy techniczne, rachunki i sprawozdania”. To wyzwanie, z którym zmaga się wiele organizacji.
Sylwester podkreślił, że 85% działalności nie ma finansowania ze środków publicznych. Po latach opierania się głównie na grantach, w ostatnim roku fundacja nie otrzymała dofinansowania na żaden z 4 złożonych projektów. Przyczyna? Zmiana w formularzu. – „Popełniliśmy błędy formalne. Numeracja w regulaminie różniła się od tej we wniosku. Nasze efekty promocji zostały wpisane w rubryki wskazane w regulaminie, co ostatecznie spowodowało, że wszystkie nasze wnioski zostały odrzucone. Przez osiem miesięcy nie mieliśmy żadnego dotacyjnego finansowania”.
Wtedy zapadła decyzja o wzmocnieniu niezależności. Fundacja rozbudowała działalność kawiarni, by dochody z niej mogły pokrywać podstawowe koszty, media, czynsz, a to, co zostaje, mogą przeznaczać na wydarzenia kulturalne, w tym honoraria dla osób artystycznych i opłaty techniczno-organizacyjne. Zwiększono promocję 1,5% i wprowadzono biletowanie części wydarzeń. Jak przyznaje Sylwester, okazało się to skuteczne: “Krok po kroku budujemy większą niezależność finansową. Zmieniliśmy też skalę działań. Kiedyś zapraszaliśmy na wystawy i koncerty osoby zagraniczne lub z kraju. Obecnie organizujemy do 100 wydarzeń w roku i skupiamy się bardziej na lokalnych twórcach. Ta zmiana bardzo pozytywnie wpłynęła na funkcjonowanie Kolonii w Trójmieście”.
Brak grantowego finansowania stał się szansą – uwolnił Kolonię od sztywnego planowania wydarzeń. W konkursach trzeba podawać nazwiska i daty koncertów oraz wystaw z rocznym wyprzedzeniem, co dobrze wpływa na ocenę wniosku. Tymczasem Sylwester podkreślił, że w kulturze trudno jest przewidzieć, że we wrześniu pojawi się świetna płyta – “Chciałbym móc organizować koncerty bardziej spontanicznie, ale często koszty transportu, noclegów i honorarium przewyższają możliwości finansowe fundacji.” Idealny byłby elastyczny model, w którym podawałoby się tylko opisy oraz liczbę wydarzeń bez określania konkretnych osób występujących.
Obecnie fundacja opiera się na trzech źródłach przychodów: działalności kawiarni, 1,5% podatku oraz biletach na wydarzenia – które coraz częściej są w cenach porównywalnych do instytucji kultury. – „To publiczność finansuje kulturę, dlatego powinna wiedzieć, że kupując bilet, wspiera działalność statutową NGO” – mówi Sylwester. Dlatego przy każdym wydarzeniu, które nie jest finansowane ze środków miejskich, wyraźnie to komunikują.
Przykład Kolonii Artystów niesie nadzieję i powinien zainspirować, a nawet zachęcić do działania te NGO, które boją się “brać kasę”. Przy odpowiedniej strategii, wsparciu społeczności i otwartości na zmiany – można znaleźć inne ścieżki. To nie znaczy, że systemowe wsparcie nie jest potrzebne. Wręcz przeciwnie – elastyczne mechanizmy finansowania mogłyby pomóc takim miejscom rozwijać się jeszcze pełniej. Ale dopóki ich nie ma, siłą niezależnych inicjatyw pozostaje ich determinacja, kreatywność i mocne zakorzenienie w lokalnym środowisku.
Sylwester Gałuszka
Artysta dźwiękowy i wizualny, twórca i organizator wydarzeń artystycznych w gdańskiej Kolonii oraz prezes Fundacji Kolonia Artystów. Realizuje autorskie projekty oraz tworzy filmy dokumentalne, prace wideo, a także muzykę eksperymentalną i dronową. Założyciel pierwszej w kraju galerii dźwiękowej o nazwie Czarny Pokój. Dyrektor artystyczny festiwalu Open Source Art Festival w Sopocie.